Rozdzuiał IV

Gabriela

Weszłam do domu i szybkim krokiem przemierzyłam schody na górę. Już szłam do swojego pokoju, kiedy usłyszałam głos mamy z kuchni.
- Gabi, to ty?.- zawołała.
- Tak mamo. Jestem zmęczona i idę się położyć.- zawołałam udając, że ziewam, żeby uniknąć jej pytań.
- Byli dzisiaj opiekunowie? Bo wróciłaś bardzo późno.- spytała i usłyszałam w jej głosie zastanowienie. Pewnie chciała iść do mnie i powypytywać o wszystko, ale nie chciała naciskać.
- Tak, jutro idę na pierwszą lekcję.- powiedziałam naciskając już klamkę od drzwi mojego pokoju.
- Aha.- usłyszałam po czym szybko weszłam do środka i zrzuciłam torbę. Po drodze do łóżka zaczęłam ściągać trampki, które zapomniałam zmienić na glany. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Abdon. Pomyślałam. uśmiechnęłam się na wspomnienie tych czarnych oczu patrzących z troską. Czy on pomyślał to samo? Myśli teraz o mnie? Co teraz robi?

***
ABDON
Wszedłem do domu. Taty nie było więc pewnie został dłużej w warsztacie. Już miałem iść na górę kiedy usłyszałem brzęk filiżanki uderzającej o spodek. Ktoś siedział w kuchni. Było ciemno i nie potrafiłem zgadnąć kto to jest.
- Byłeś na przesłuchaniu?- usłyszałem łagodny głos wujka. Stanąłem w progu kuchni.
- Tak, to nic ważnego.- zaświeciłem światło i podszedłem do stołu gdzie siedział wujek.
- I o co chodziło?- spytał.
- Na razie nie mogę jeszcze powiedzieć, ale to tym razem nie ja coś zrobiłem.- zaśmiałem się siadając przy stole.
Wujek zaśmiał się głośno i wyciągnął z kieszeni telefon, który zaczął brzęczeć.
- Przepraszam cię na chwilę.- powiedział i wstał od stołu. Wyszedł do przedpokoju i usłyszałem tylko "halo".

***
GABRIELA

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z łózka i uchyliłam drzwi do pokoju żeby zobaczyć kto przyszedł. Nagle usłyszałam lekko zaskoczony głos mamy.
- Gabrielo!- zawołała, a ja wyszłam z pokoju. Powoli ruszyłam na dół. Kiedy zeszłam ze schodów zobaczyłam pod drzwiami Mickiego ze łzami w oczach.
- Micki?- spytałam nie pewnie.
- Możemy rozmawiać?- przeczesał nerwowo włosy palcami.
- Oczywiście. Chodź do mnie do pokoju.- wskazałam na schody prowadzące na górę.
Micki niepewnie ruszył za mną do mojego pokoju.

***
ABDON

Wujek Dylan wrócił do stołu i dopił jednym łykiem kawę.
- Wybacz, ale muszę jechać. Ojciec Boba ma jakiś plan zmiany systemu w szkole.- westchnął ciężko.
- Dobrze, rozumiem.- uśmiechnąłem się współczująco.
Dylan popatrzał na mnie poważnie.
- To może bardzo źle znaczyć dla ciebie.
- Wiem o tym.
- Nie chcę cie wyrzucać ze szkoły.- powiedział patrząc na mnie z troską.
- Jeśli będzie trzeba to zrób to. Ja sobie dam radę, a lepiej żebyś nie stracił posady.
- Co ty wygadujesz?- wujek popatrzał na mnie niedowierzająco.
- Dam radę, a jak ty stracisz posadę to i tak mnie wyrzucą, a tak to może będziesz mógł mi jakoś pomóc.
- Don...- zaczął, ale znów zabrzęczał telefon. Dylan westchnął.
- Jedź, jutro zjemy razem lunch.
- Dobrze. Do zobaczenia.- wujek schował telefon i wziął marynarkę.
- Cześć.- odprowadziłem go do drzwi i zamknąłem je za nim.
Ruszyłem na górę do pokoju. Otwarłem drzwi, a do środka wlało się światło z korytarza. W pokoju było ciemno. Zasłony były pozaciągane, a ciemnofioletowe ściany dawały wrażenie jakby za drzwiami znajdowała się próżnia. Zgasiłem światło na korytarzu i idąc w kompletnych ciemnościach rzuciłem plecak pod ścianę i powlokłem się do łózka.

***
GABRIELA

Weszliśmy do mojego pokoju. Micki ledwo powstrzymywał się od wybuchu płaczu.
- Siadaj gdzie chcesz.- powiedziałam i usiadłam na łóżku po turecku.- Co się stało?
- Fell...- zaczął i znów się rozpłakał.- ... On zasłabł.
- Coś mu się stało?
- Zabrała go karetka pogotowia.- wydusił z siebie.- A ja nie mogłem z nim jechać.- Micki płakał co raz bardziej.
Objęłam go niepewnie, a on przytulił się mocno. Co miałam zrobić żeby go uspokoić? Nie mogę mu powiedzieć, że wszystko z nim dobrze bo tego nie wiem.
- Micki przepraszam cię na chwilkę, muszę gdzieś zadzwonić.
- Dobrze. Masz może jakieś chusteczki?- spytał nie podnosząc wzroku.
- Tak, tak. Już ci daje.- podeszłam do biurka po chusteczki i podałam mu je po czym wyszłam z pokoju.
Zbiegłam na dół do telefonu. Zatrzymałam się w przedpokoju i zastanowiłam. Przecież nie mam jego numeru i nawet nie znam nazwiska. Ale może mama będzie coś wiedzieć, często mieszka blisko ulicy przy której mieszka Abdon.
- Mamo?- zapytałam nie pewnie zerkając do kuchni.
- Tak kochanie?- spytała nawet nie odwracając się do mnie. Szatkowała właśnie jakieś warzywa na kolację.
- Nie dawno sprzedawałaś dom trzy ulice dalej. Nie znasz może chłopaka o imieniu Abdon?- spytałam powoli.
- Tak się składa, że znam.- mama zaśmiała się- Takiego imienia nie ma nikt w okolicy. I znam jego wujka.- oznajmiła wesoło. Nie bardzo chciałam wiedzieć co ja łączy z wujkiem Abdona.
- A masz może numer do niego?- spytałam, a mama przerwała krojenie warzyw i spojrzała na mnie.
- Abdon nie jest zbyt dobrym chłopcem.- powiedziała powoli.
- Mamo! Potrzebuję do niego tylko zadzwonić.
- Zadzwoń do jego wujka. Numer znajdziesz w mojej komórce pod nazwą Dylan.- westchnęła mama i wskazała na telefon leżący na blacie stołu.
Wzięłam numer i wyszukałam w nim numer do wujka Abdona. Niepewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę i wyszłam do przedpokoju.
- Caroline nie mogę teraz rozmawiać.- usłyszałam w słuchawce.
- Dobry Wieczór, tu córka Caroline, Gabriela.
- Dobry Wieczór, coś się stało Gabrielo?- zapytał zaniepokojony.
- Potrzebuję numer telefonu do Abdona.- powiedziałam szybko i poczułam jak na policzkach wykwitają mi rumieńce.
- Do Abdona?- spytał zaskoczony.
- Tak, dzisiaj z nim rozmawiałam, ale nie poprosiłam go o numer telefonu bo tak jakoś zapomniałam.- wydusiłam z siebie z szybkością karabinu maszynowego. Dylan zaśmiał się lekko.
- Dobrze. Weź sobie kartkę i długopis.- powiedział wesoło.
Wzięłam szybko kartkę z szafki na korytarzu i z szuflady wygrzebałam jakiś długopis.
- Już.- oznajmiłam opierając kartkę o ścianę.
Dylan podyktował mi numer. Z kuchni dobiegł mnie dźwięk tłuczonego szkła. Wychyliłam się żeby zobaczyć co się stało. Mama kucała nad rozbitą szklanką i zbierała odłamki szkła.
- Jakby nie odbierał to zadzwoń jeszcze raz bo pewnie śpi. Wątpię żeby odrabiał pracę domową.
- Dobrze, dziękuję panu i przepraszam, że zajęłam tyle czasu.- powiedziałam z wdzięcznością.
- Proszę. Miło słyszeć, że ktoś pyta o niego.
- Dobranoc, jeszcze raz dziękuję.
- Dobranoc.- usłyszałam i rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon na blat stołu w kuchni. Mama właśnie posprzątała rozbita szklankę.
- Dziękuję.- powiedziałam wychodząc z kuchni.
Pobiegłam do swojego pokoju. Gdy weszłam Micki cały czas siedział na łóżku i płakał.
- Jeszcze sekunda. Dobrze?- powiedziałam biorąc telefon z torebki.
- Spokojnie, rozumiem.- powiedział uśmiechając się smutno.
Wyszłam szybko z pokoju i wybrałam numer Abdona. Nie pewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.

***
ABDON

Usłyszałem telefon, który brzęczał w mojej kurtce. Powoli zwlokłem się z łóżka i zaświeciłem światło. Wyciągnąłem telefon z kurtki i odebrałem.
- Halo?- spytałem gasząc światło i powlokłem się na łóżko.
- Cześć to ja.- usłyszałem cichy głos.
- Gabriela?- nastała chwila ciszy.
- Tak.- usłyszałem w końcu.
- Co się stało?- spytałem ochrypłym głosem.
- Coś z Fellem. Micki u mnie jest, cały zapłakany.
- A w czym ja mogę Ci pomóc?
- Mógłbyś jechać do szpitala i zobaczyć co z nim?- powiedziała cicho.
Nie bardzo wiedziałem co mam zrobić. Podrapałem się po tyle głowy i westchnąłem.
- Dobrze. Pojadę, ale pod jednym warunkiem.- powiedziałem szczerząc się.
- Jakim?- spytała lekko zaskoczona.
- Umówisz się ze mną?- powiedziałem czarującym głosem.
Gabriela zamilkła. Już prawie widziałem jak się czerwieni. Przez chwilę chyba nawet przestała oddychać.
- K-kiedy?- spytała po chwili ciszy jąkając się.
- Jutro po zajęciach, może być?- spytałem starając się nie śmiać.
- Ok.- usłyszałem tylko.
- Już jadę do szpitala. Zadzwonię na ten numer jak się czegoś dowiem.
Wcisnąłem telefon do kieszeni i sprawdziłem stan mojego irokeza. Nie było najlepiej. Będę musiał go poprawić, albo po prostu szybko umyć włosy.

***
GABRIELA

Wróciłam do pokoju i usiadłam koło Mickiego.
- Na pewno wszystko będzie dobrze.- przytuliłam go niepewnie.
Czekaliśmy na telefon od Abdona. Minęły dwie godziny, a telefon milczał. Micki już zasnął zmęczony płaczem. Ja też już przysypiałam, kiedy usłyszałam brzęczenie na biurku. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do biurka. Spojrzałam na wyświetlacz żeby zobaczyć kto dzwoni, ale i tak nie byłam w stanie nic przeczytać.
- Halo?- spytałam cicho odbierając telefon.
- Hej. Byłem w szpitalu, ale mnie nie wpuścili do niego...
- Trudno.- przerwałam mu i westchnęłam.
- Ale wkradłem się do niego.- dokończył
- Co?
Z zaskoczenia nie potrafiłam wydusić z siebie nic więcej.
- Jestem teraz u niego. Mogłabyś dać Mickiego?- spytał zadowolony z siebie.
Delikatnie obudziłam Mickiego i podałam mu telefon. Chwilę później znów zaczął szlochać. Położyłam się na łóżku i nawet nie wiem kiedy skończyli rozmawiać bo zasnęłam.

Rozdział III

ABDON

Usiadłem na siedzeniu z tył czarnego alfa romeo. Gabriela usiadła obok mnie, a z przodu na siedzeniu pasażera usiadł niezadowolony Fell. Sięgnąłem po pas i kiedy miałem się zapiąć przez przypadek dotknąłem ręki Gabrieli. Dziewczyna nie zareagowała tak jak przedtem. Patrzyła tępo przed siebie. Fell również znieruchomiał. Gabriela osunęła się na mnie, a jej ciało robiło się zimne, źrenice rozszerzyły się.
- Micki... Co się z nimi dzieje?- ściągnąłem bluzę i okryłem nią Gabrielę.
- Nie mam pojęcia.- Micki przyciągnął Fella do siebie.- Fell słyszysz mnie? Mrugnij jeśli tak.
- Ona zamyka oczy!- zawołałem i przyciągnąłem ją do siebie.
- Wyciągnij ją z auta.- powiedział odpinając pasy Fella. Wziąłem ją na ręce i wyciągnąłem z auta. Usiadłem na asfalcie i kopnięciem zamknąłem drzwi auta. Fell nagle odzyskał przytomność, ale Gabriela dalej była nieprzytomna. Zaczęła wydawać z siebie stłumiony okrzyk. Nie był głośny, ale miał w sobie tyle przerażenia ile nie słyszałem w żadnym krzyku.
- Cii... Spokojnie.- delikatnie zacząłem gładzić ja po policzku.- Jesteś bezpieczna.
Nagle otwarła szeroko oczy i wzięła głęboki wdech. Zaczęła cicho szlochać i schowała twarz w dłoniach. Przytuliłem ją do siebie i zacząłem gładzić po włosach.
- Już dobrze.- mówiłem cicho i wziąłem ją na ręce. Posadziłem ją na siedzeniu w aucie, ale nie pozwoliła mi odejść nawet na krok.
- Co jej się stało?- spytałem nie pewnie, przyciągając ją do siebie.
-Miała wizję, a Fell ponieważ umie czytać w myślach został wciągnięty do tej wizji.- powiedział Micki patrząc co chwilę z troską na Fella.
- Nie powiedzieliście, że możemy mieć wizje!- zawołałem.
- Bo to jest szczególna moc. Mówiliśmy, że każdy posiada własną, ale tej nie było od kiedy w bitwie zginęła pierwsza fantazystka Mei. Ona miała wizje jako pierwsza i myślano, że jako ostatnia.- westchnąłem i wtedy Gabriela podniosła wzrok. Jej twarz zalała się rumieńcem.
- Co ja...?- zaczęła niepewnie, ale nie odsunęła się.
- Miałaś wizje.- wyjaśnił Micki.
- Wizję? O Boże! Przepraszam was.- powiedziała to do wszystkich, ale ja miałem wrażenie jakby to głównie mnie przepraszała.
- Miałaś już kiedyś wizję?- spytał Fell odwracając się w naszą stronę. Micki jakby chciał go zatrzymać, ale zrezygnował.
- Wczoraj w nocy, ale ja myślałam, że to sen. Dopiero potem pomyślałam, że to może być ta zdolność, ale rodzice mi powiedzieli, że to na pewno nie może być moja zdolność.- powiedziała szybko i chyba chciała się podnieść, ale zrezygnowała.
- Wygląda na to, że będziemy mieli trudnych uczniów.- zaśmiał się Fell i spojrzał na Mickiego
- Chyba tak.- Micki spojrzał na nas jeszcze raz i zapiął pas.
- Darujemy sobie dzisiaj pokazywanie was w akademiki.- uśmiechnął się Fell.- Ja to bym pojechał do domu i wziął kąpiel.
- Świetny pomysł!- zawołałem.
- No to jedziemy do domu.- powiedział z uśmiecham Micki.
Gabriela siedziała nie pewnie przytulona do mnie. Dałbym teraz wszystko, żeby się dowiedzieć co myśli.
- Lepiej się czujesz?- spytałem półgłosem.
- Tak, już jest dobrze.- powiedziała uśmiechając się.- Przepraszam cię za to.
- Nic nie szkodzi. Po prostu... Martwiłem się.
- O mnie?- spytała zaskoczona.
- Tak, byłaś cała zimna i w ogóle.
- Nie przejmuj się następnym razem.- posłała mi uśmiech.
Micki odwiózł najpierw Gabrielę, a potem mnie. Umówiliśmy się, że jutro po lekcjach przyjadą po mnie, a potem po Gabrielę i będziemy mieli pierwszą lekcję.

Rozdział II

GABRIELA

Zadzwonił dzwonek na przerwę i w całej klasie rozległo się szuranie krzeseł. Złożyłam książki i schowałam je do torby. Powoli ruszyłam do wyjścia wkładając do uszu słuchawki. W uszach dudniła mi piosenka Linkin Park- In The End. Wcisnęłam ręce do kieszeni czarnej bluzy i ruszyłam przez korytarz na kolejną lekcję. Minęło mnie dwóch wysokich blondynów, a za nimi szedł dość wysoki chłopak z czarno-fioletowym irokezem na głowie. Moja uwagę zwróciły jego czarne oczy. Nie potrafiłam odnaleźć w nich źrenic. Tak jakby ich nie miał. Chłopak uśmiechnął się szeroko i dopiero teraz zorientowałam się, że stanęłam jak wryta i wlepiałam w niego oczy. Zaczerwieniłam się szybko i spuściłam głowę. Ruszyłam dalej. Chciałam jeszcze raz na niego spojrzeć, ale nie miałam odwagi po tym jak otwarłam usta  wlepiając w niego oczy. Zadzwonił dzwonek na lekcję, a ja ruszyłam biegiem pod klasę. Chwilę potem weszliśmy do środka i zaczęliśmy siadać na swoich miejscach. Mieliśmy bardzo surowego nauczyciela geografii co nie pozwalała nam na bez celowe chodzenie po klasie, a już tym bardziej w "poszukiwaniu" swojego miejsca. Szybko zajęłam swoje miejsce  w ostatniej ławce i wyciągnęłam podręczniki.  Do klasy wszedł dyrektor, a za nim dwoje  blondynów, którzy nie dawno mijali mnie na korytarzu. Dyrektor zamienił parę słów z nauczycielem po czym odwrócił się do klasy. Jego wzrok spoczął na mnie.
- Gabrielo czy mógłbym cię na chwilkę prosić?- spytał, a ja tylko skinęłam głową i wstałam. Chociaż domyślałam się po co jestem wezwana i dlaczego są tu ci mężczyźni to wolałam udawać jakbym kompletnie nie wiedziała co się dzieje i byłam przestraszona. To w razie czego  zawsze daje punkt przewagi. Kiedy zamknęły się za mną drzwi do klasy całe napięcie powoli opadło. Blondynie uśmiechnęli się i pokazali identyfikatory z FBI.
- Jestem Micki, a  to mój przyjaciel Raphaell, ale mów mu Fell.- odezwał się jeden z nich.  Miał piękne zielone oczy. Nagle sobie przypomniałam o chłopaku z czarnymi oczami i odruchowo rozejrzała się. Chłopak  siedział na jednej z ławek na korytarzu i bawił się telefonem. Micki od razu zgadł na co, a raczej na kogo patrzę.- To jest Abdon.- Micki uśmiechnął się szeroko.
- Może jego wybierze ci wyrocznia.-m zachichotał Fell, a ja zrobiłam się  cała czerwona. Abdon podniósł wzrok i uśmiechnął się lekko. Ruszył w naszą stronę powolnym i leniwym krokiem. Kiedy tak szedł było w nim coś ... Coś bardzo pociągającego. Prawie znów otwarłam usta.
- Fell coś ty powiedział?- spytał ze śmiechem.- Przecież dopiero co powiedziałeś, że nie możemy straszyć innych.
- Ja? Nic takiego.- wzruszył ramionami. Abdon popatrzał na mnie i uśmiechnął się promiennie. Był ubrany w czarną skórzaną kurtkę i czarne rurki, a na nogach miał rozwiązane glany.
- Twoi rodzice Cie przygotowali?-  spytał Micki.
- Powiedzieli, że w każdej chwili możecie się pojawić i opowiedzieli o naszej historii no i trochę o pierwszym przeskoku.- odparłam nie odrywając  wzroku od uśmiechu Abdona. Fell szturchnął mnie lekko łokciem.
- To widać.- szepnął. Abdon uśmiechną się szeroko, a ja poczułam jak pieką mnie policzki. Micki również uśmiechnął się kiedy to zobaczył.
- No więc... Cyba możemy  iść skoro  wiesz podstawy.- powiedział Fell i chwycił mnie za ramiona.- Idziemy.
Poszliśmy pierwsi,  a Micki i Abdon szli kawałek za nami. Miałam ochotę zapaść się po ziemię. Po raz pierwszy tak zareagowałam na chłopaka. Fell zachichotał.
- Nie przejmuj się tym tak.- wyszeptał.
- Skąd ty...?- otwarłam szeroko oczy i odwróciłam się do niego.
- Moją szczególną mocą jest czytanie w myślach.- uśmiechnął  się.
- W każdego?
- Tak, jeśli nie umie się bronic przede mną to tak.
- A kto umie?- powoli ruszyliśmy dalej. Teraz szliśmy za Abdonem i Mickiem.
- Tylko mój partner wybrany przez wyrocznię.- uśmiechnął się promiennie.
- Czyli kto?- znów wlepiłam wzrok w Abdona.
- Tylko Micki.- powiedział w końcu.
- Jesteście gejami?- spojrzałam na niego.
- Tak.- zamyślił się na chwilę.
- Nigdy jeszcze nie spotkałam kogoś z inną orientacją.
- Mało kto o tym wie,  więc  proszę nie mów nikomu.
- A Abdonowi tez mówiliście?
- Tak bo będziemy waszymi nauczycielami wiec myślę, ze powinniście o tym wiedzieć.- Fell zrobił się poważny i taki trochę nieobecny.
- O czym myślisz?- spytałam patrząc na niego.
- A nie, nic.  Po prostu sobie coś przypomniałem.
- Na pewno nic poważnego?
- Tak, tak.- uśmiechnął się promiennie.
- A kto będzie mnie uczył? Ty czy Micki?
- Obrony ja, a historii i zasad Micki.
- Nie wiem. Tak jakoś nas zawsze przydzielają.- wzruszył ramionami. Powoli dochodziliśmy do samochodów stojących na parkingu.
- Was? To wy już kogoś uczyliście?
- Nie, chodziło mi o opiekunów.- zaśmiał się.- A co, aż tak staro wyglądamy?
- Nie!- zaprzeczyłam szybko i prawdo podobnie zrobiłam się znów czerwona bo Fell znów się zaśmiał.
- Opiekunowie maja znaleźć wojowników, którzy uratują Fantazystów, ale więcej o tym dowiesz się na historii.- uśmiechnął się. Powoli doszliśmy do czerwonego alfa romeo.
- Fell kluczyki!- zawołał Micki.
- A co  za nie dostane?- zapytał zadziornie i podszedł do Micki'ego z kluczykami.
- Fell nie prowokuj mnie.- Micki ze śmiechem zmrużył oczy.
- No dobrze, dobrze.- Fell oddał  mu kluczyki i pokazał język. Obszedł auto i wsiadł do środka od strony pasażera z przodu.

Rozdział I

ABDON

Szedłem swobodnym krokiem przez korytarz szkolny. Pierwszy dzień zajęć, a ja już jestem wezwany do dyrektora. Ale tym razem to nie była moja wina. To wina tego przeklętego Boba Schuwenkarda. Głupi niemec. Pomyślałem przewracając oczami. Co w nim widzą te wszystkie dziewczyny? Może i ma kasę i dom, który wygląda jak willa, ale jest strasznym dupkiem. Popchnąłem go lekko kiedy zaczął się do mnie stawiać, a ten już złamał rękę. A teraz wszystkie dziewczyny go otoczyły i wielbią jak greckiego boga.
Otwarłem drzwi do sekretariatu i wszedłem leniwym krokiem. Mimi, nowa sekretarka, a właściwie nie taka nowa, pracuje tu od zeszłego  roku i już zdążyła się do mnie przyzwyczaić. Jestem bardzo częstym gościem w gabinecie dyrektora.
- Hej.- powiedziałem siadając na plastikowym żółtym krześle przed gabinetem.
- Cześć Abdon, już pierwszego dnia tutaj?- dziewczyna siedziała za biurkiem i segregowała jakieś papiery.
- Zaś przez Pana Delikatnego.- bąknąłem pod nosem, a Mimi zachichotała. Była drobną blondynką o niebieskich oczach, zawsze dobrze opalona i zadbana. I wcale nie była głupia, dlatego nie rozumiałem dlaczego pracuje w szkole jako sekretarka.
- Co tym razem mu zrobiłeś?- spytała podnosząc wszystkie papiery żeby wyrównać i schowała je do niebieskiej teczki.
- Coś się rzucał do mnie to go lekko popchnąłem, a on się przewrócił i połamał rękę.- dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie, a w tej samej chwili otworzyły się drzwi do gabinetu  dyrektora. Niewysoki mężczyzna o ciemnobrązowych włosach w czarnym garniturze, zaprosił mnie gestem do środka. Westchnąłem i podniosłem się z krzesła. Wszedłem do środka i usiadłem na dobrze mi już znanym krześle na przeciwko biurka dyrektora. On w milczeniu usiadł na przeciwko mnie i oparł się na krześle.
- Cześć wujku.- wymamrotałem.
- Abdon coś ty zaś nawyrabiał? Ojciec Boba mnie meczy telefonami już od wczoraj.- podniósł telefon z blatu biurka i pokazał trzy nieodebrane połączenia, spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
- To nie była moja wina.- powiedziałem opierając się na oparciu krzesła.- Zaczepiał się  to go lekko popchnąłem, a ten się specjalnie wywrócił, a to, że przy tym złamał rękę to nie moja wina.
- Don! Przyjąłem Cię do tej szkoły na prośbę twojego ojca. Twoja kartoteka nie jest za wesoła, bójki, napady i tak dalej. Z takimi zasługami nie przyjmą cie do żadnej porządnej szkoły. Jest krucho.-westchnął.
- Staram się... Ale nie mam zamiaru być popychadłem dla tego szwaba.
- Powiem tak. jeszcze jedno przewinienie w tym półroczu, a wylatujesz.- wujek patrzał na mnie surowym wzrokiem, a mnie zatkało. Nie może mnie wyrzucić! Nie przez tego dupka. Zacisnąłem szczęki.
- Dobra. Nie będzie już, ani jednej bójki.
- To dobrze.- wujek oparł się o oparcie i popatrzał na mnie.- Co masz teraz za lekcję?
- Angielski.
- Dasz rade nadrobić tą jedną lekcje?- wujek uśmiechnął się lekko.
- Jasne. Bez problemu.- wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu.
- To chodźmy już na lunch do stołówki.- wstaliśmy równo z krzeseł i powoli ruszyliśmy do drzwi. Weszliśmy do sekretariatu. Przy biurku Mimi stało dwóch mężczyzn. Dziewczyna wyglądał na lekko przestraszoną.
- Ci panowie chcą zabrać Abdona na przesłuchanie.- powiedziała opanowanym głosem sekretarka, a mnie oczy prawie wypadły z  orbit. Mnie na przesłuchanie?!
- Przepraszam, ale o co chodzi i kim panowie są?.- wujek stanął przede mną zasłaniając mnie.
- Jesteśmy funkcjonariuszami FBI i mamy parę pytań do Abdona.- odpowiedział blondyn o półdługich włosach.
- No dobrze, pojadę.- westchnąłem.- Ale po drodze mi wytłumaczycie o co chodzi.
-  Oczywiście.- blondyn wyglądał na niewiele starszego ode mnie i wujek chyba to zauważył.
- A czy mógłbym zobaczyć państwa identyfikatory?- spytał podejrzliwie.
- Tak, oczywiście.- tym razem odezwał się drugi mężczyzna, był wysoki. Na oko miał jakieś dwa metry. Był o parę centymetrów wyższy ode mnie, ale również był blondynem jak jego kolega. Obaj wyciągnęli identyfikatory i pokazali je wujkowi.
- Możecie go wziąć na przesłuchanie.- westchnął ciężko.
- Wujku...- zacząłem, ale przerwał mi.
- Nie powiem twojemu ojcu...- powiedział.
- Dziękuję.- powoli ruszyłem do mężczyzn.- Wezmę tylko kurtkę z szafki.- tym razem odezwałem się do funkcjonariuszy.
- Dobrze, nie ma pośpiechu.- uśmiechnął się pierwszy i powoli ruszył za mną do wyjścia. Zauważyłem, że różnią się tylko kolorem oczu. Pierwszy miał niebieski i może to zabrzmi dziwnie bo jestem facetem, ale były piękne. Lśniły jak ocean w słoneczny dzień. A drugi miał zielone jak trawa w Head Parku. Cóż to jedyne porównanie jakie mi przyszło do głowy.
- Wiec ile masz lat Abdonie?- spytał zielonooki.
- Za parę dni będę miał szesnaście.- podszedłem do szafki i otwarłem ją. Wziąłem z niej czarną skórzaną  kurtkę i znów zamknąłem.- Możemy już iść.
- No wiec chodźmy.- tym razem odezwał się błękitnooki i uśmiechnął  się. Ruszyliśmy przez korytarz szkolny i wyszliśmy na parking przed szkołą. Pomiędzy autami stało czarne alfa romeo. Wyróżniało się dlatego, że nauczycieli pracujący  w tej szkole nie stać na takie auta.
- Ja tym razem prowadzę.- odezwał się zielonooki.
- Umawialiśmy się, że dopiero w drodze powrotnej.- błękitnooki wyciągnął kluczyki i ruszył w stronę auta od strony kierowcy.
- Zaraz, to znaczy, że jeszcze gdzieś jedziemy?- wtrąciłem się.
- Musimy odwiedzić jeszcze jedna szkołę.- odezwał się zielonooki.
- Jak wsiądziemy do auta to ci wytłumaczymy o co chodzi.- powiedział niebieskooki otwierając drzwi od strony kierowcy.
- A co tym razem zrobiłem?
- Nic, a aż tak często masz kłopoty?- zaśmiał się zielonooki.
- No powiedzmy.- wymamrotałem.
- A czemu byłeś u dyrektora?- spytał zielonooki otwierając mi drzwi z tył.
- Bo dziś rani jeden dupek się do mnie rzucił i go lekko popchnąłem, a ten się wywrócił specjalnie i złamał rękę.- powiedziałem z  niechęcią.
-  Mówisz, że popchnąłeś go lekko...- niebieskooki popatr4zał poważnie na swojego przyjaciela/
- Tak, a co?- wsiadłem na tylne siedzenie.- Coś czuję, że teraz będzie dziwnie.- popatrzałem na obu mężczyzn.
- No trochę, ale jak się przyzwyczaisz to będzie już całkiem normalnie.- uśmiechnął  się pocieszająco zielonooki.- A tak w ogóle to jestem Micki, a to jest Raphaell, ale wszyscy mówią do niego Fell.- Micki posłał mi promienny uśmiech.
- No tak, mnie już znacie, Abdon.
- Dobra, a teraz słuchaj bo to bardzo ważne.- odezwał się Fell odpalają silnik i cofając z parkingu.- To co ci teraz powiemy jest tajne i nie możesz o tym nikomu powiedzieć-
- Wątpię żeby ci uwierzyli.- wtrącił Micki.
- Na świecie istnieje mała grupa ludzi z  odmiennym DNA.- kontynuował Fell.- Jest ich co raz mniej. Ludzie z tym DNA potrafią wiele rzeczy, a mianowicie: podróże miedzy wymiarami, tworzenie nowych wymiarów,  dwa razy większą siłę od zwykłych ludzi, czasami możecie się poruszać nawet szybciej od zwykłych ludzi no i każdy fantazysta posiada swoją własną nadzwyczajną moc.
- Pewnie teraz uznasz nas za wariatów, ale możemy ci udowodnić, że jesteś fantazystą no i udowodnić również to, że oni istnieją.- odezwał się Micki, a ja zacząłem się poważnie zastanawiać czy oni są wariatami czy mówią poważnie.
-  To po co jedziemy w to jeszcze jedno miejsce?- spytałem zrezygnowany. No bo czy miałem wybór? Jeśli z nimi nie pojadę to mogę skończyć razem z nimi w wariatkowie.
- Musimy szukać fantazystów. Możemy ich znaleźć dopiero wtedy kiedy zbliżają się ich szesnaste urodziny bo wtedy ujawniają się ich moce i DNA ulega częściowej zmianie i przystosowuje się do przeskakiwania miedzy wymiarami.- wyjaśnił Micki.
- A dużo nas jest?
- Ja Fell, Gabriela po którą właśnie jedziemy, ty i Daniel nasz przywódca.- odezwał si.ę  znów Micki. Fell skupił się teraz na drodze i tak jakby nie słuchał co mówię.
- Macie przywódcę?- spytałem co raz bardziej zaskoczony informacjami dzisiejszego dnia.
- Tak jakby. Jest nam potrzebny przy szukaniu nowych fantazystów.- wyjaśnił Micki wyglądając za okno.
- A właściwie jak powstali fantazyści?- spytałem również wyglądając za okno.
-  Historia mówi, że jesteśmy stworzeni przez Lilith, która sama posiada podobne moce i stworzyła w nowym wymiarze  krainę demonów. Co dziennie o 03:03 otwiera się przejście do jej wymiaru.- Micki wydawał się całkiem nieobecny teraz. Fell zwolnił i położył mu rękę na kolanie, a Micki powoli spojrzał na niego. Jego niebieskooki przyjaciel posłał mu pocieszający uśmiechnął.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale ty chyba tam byłeś, prawda?- spojrzałem na Micki' ego.
- Tak. Musiałem przejść do tego wymiaru żeby zerwać moją więź z Jeny.- westchnął Micki.
- Jaką więź?- spojrzałem na niego marszcząc brwi.
- W wieku szesnastu lat fantazyści zostają połączeni ze sobą przez wyrocznię i mają zostać mężem i żoną. A ponieważ my jesteśmy nieśmiertelni to jest tak już do końca świata.- wyjaśnił.
- Jak to? Nie można samemu wybrać sobie partnerki lub partnera życiowego?- moje zaskoczenie lekko zaskoczyło chłopaków.
- Niestety nie. Trzeba pokochać tego kogo wybrała ci wyrocznia.- wyjaśnił znów Micki.
- A tak właściwie to jaki to ma związek z Lilith?- spytałem powoli.
- Musiałem wyruszyć do jej wymiaru aby stanąć przed nią i prosić o zmianę życiowego partnera.
- Wybrał mnie.- wtrącił się Fell.- uprzedzając twoje kolejne pytanie, tak jesteśmy gejami.
- Nie mam nic przeciwko gejom czy lezbijką.- powiedziałem lekko się uśmiechając.
- To dobrze bo będziemy cię szkolić i uczyć o mocach i zasadach fantazystów.- powiedział Fell szeroko się uśmiechając.
- Dodatkowa szkoła?- jęknąłem, a Micki i Fell wybuchli śmiechem.
- Po zajęciach w obecnej szkole przyjdziesz do nas na trzy moęe cztery godziny i trochę cię pouczymy.- powiedział Micki.
- Ni trudno. To już po zawodach w biegach.- westchnąłem.
- Coś wymyślimy żebyś też mógł trenować.- uśmiechnął się Fell i zgasił silnik. Staliśmy na parking przed szkołą jakieś siedem kilometrów oddalonej od mojej.

Prolog

Fantazyni to ludzie, którzy tworzą nowe wymiary. Fantazystą trzema się urodzić, tego nie można się nauczyć. Na świecie istnieje garstka ludzi z tym DNA i ich liczba maleje.