Rozdział V

ABDON

Wpadłem szybko do domu. Właśnie skończyłem zajęcia z Fellem, który na własne życzenie wypisał się ze szpitala. Miałem właśnie wbiec na górę, kiedy usłyszałem, że ktoś mnie woła. Cofnąłem się i zajrzałem do kuchni. Na krześle siedział tata.
- Wołałeś mnie?- spytałem niepewnie.
- Tak. Gdzie byłeś.- spytał spokojnie.
- W szkole.- nie bardzo wiedziałem o co chodzi.
- Zajęcia skończyły się już dawno. Jakieś trzy godziny temu.- spojrzał na mnie surowo.
Tata był już siwym człowiekiem, ale wcale nie był stary. Miał dopiero trzydzieści parę lat i był mniej więcej tej samej budowy co wujek. Jego niebieskie oczy patrzały na mnie poważnie.
- Byłem na dodatkowych zajęciach.
- Wyszedłeś ze szkoły bardzo wcześnie, jakim cudem byłeś na dodatkowych zajęciach.- spytała wiercąc we mnie dziurę wzrokiem jakby to pozwoliło mu poznać prawdę.
- Byłem u Fila i Micki' ego. Mam tam dodatkowe zajęcia z historii, matematyki, biologi, geografii i wychowania fizycznego żebym mógł startować w biegach.- i żebym mógł dalej uczyć się w tej szkole. Pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Nie wspomniałem jeszcze o fizyce bo z tego przedmiotu jestem dobry.
- Masz jakieś kłopoty w szkole?- spytał jakby czytając w moich myślach.
- Nie, już nie mam. Przynajmniej od dzisiaj.- powiedziałem niepewnie.
Do czego zmierzał pytając o to? Czyżby Dylan mu powiedział?
- Na pewno?- spytał i w tej samej chwili zaczął brzęczeć mój telefon.
- Tak, na pewno. Przepraszam na chwilę.- wyciągnąłem telefon i wyszedłem do przedpokoju.- Tak, słucham?- spytałem półgłosem.
- Cześć.- usłyszałem cichy, piskliwy głos.
- Gabriela?- spytałem zaskoczony.
- Tak, to ja.- powiedziała podciągając nosem.
- Co się stało?- spytałem lekko zdenerwowany.
- Nic. Po prostu muszę odwołać nasze spotkanie.- powiedziała lekko szlochając.
- Gabriela płaczesz. Co się stało?- spytałem przeczesując nerwowo włosy palcami.
- Na prawdę nic. Przepraszam, ale muszę już kończyć.- wyszlochała.
- Nie próbuj...!- zawołałem, ale się rozłączyła.- ... się rozłączać.- skończyłem już sam do siebie.
- Co się stało?- spytał tata unosząc brew. Oparł się o futrynę drzwi i patrzał na mnie z prawie niewidocznym zadowoleniem, które wynikało z tego, że ktoś do mnie dzwonił i na dodatek to była dziewczyna.
- Nie wiem.- przeczesałem włosy palcami.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Mogłem do niej jechać i dowiedzieć co się stało, ale czy nie będzie na mnie zła? Jadę. Muszę się dowiedzieć co się stało. Wziąłem kurtkę z wieszaka i wyszedłem bez słowa z domu. Chyba czas znów wziąć motor. Podniosłem drzwi garażu w górę po czym wyprowadziłem motor. Poszukałem kluczy w kieszeni kurtki. Zapiąłem ją i spojrzałem w niebo. Było zachmurzone i zaczął wiać lekki wiatr. Temperatura na pewno spadła o kilka stopni. Włożyłem kask na głowę i odpaliłem silnik. Wciąż nie byłem pewien czy powinienem jechać. Nie. Muszę jechać, muszę się dowiedzieć co się stało. Nie mogę ta siedzieć bezczynnie. Ruszyłem z podjazdu. W tym mieście o tej porze na ulicach goszczą pustki. To miasto nazwane przeze mnie pieszczotliwie "Dziurą" było nie wielkie i też nie wiele się w nim działo co było denerwujące. Miało trzy szkoły i tyle samo placówek kształcących młodzież. Każda była umieszczona w kątach miasta. Co ciekawe miasto miało mniej więcej kształt trójkąta. Ja właśnie jechałem w górny kąt tego miasta z lewego kąta w którym akurat mieszkam. Z chwili na chwilę co raz bardziej zastanawiało mnie i martwiło, dlaczego płakała. W głowie cały czas słyszałem jej piskliwy głos. Zatrzymałem się na światłach. Ze sklepu na rogu wyszedł wujek Daniel. Trzymał niewielką torbę zakupów i zmierzał w stronę auta. Kiedy zaświeciło zielone światło ruszyłem szybko ulicą tak żeby mnie nie zauważył. Niedługo potem znalazłem się na ulicy przy której mieszkała Gabriela. Szukałem domu z numerem 59. Jechałem powoli i mijałem 83, 82, 81. Szukałem dalej. 71, 70, 69. Zwolniłem jeszcze bardziej, mijałem już 62, 61, 60. Zatrzymałem się. Jest 59. Na jej podjeździe stał ciemno granatowy Opel Vectra. Mama Gabrieli siedziała na schodach pod domem. Zsiadłem z motoru i postawiłem go obok auta. Kiedy zbliżałem się do schodów gdzie siedziała kobieta ona podbiegła do mnie.
- Abdon, lepiej żeby on cię nie zobaczył.- powiedziała cała zapłakana.
- Kto?- spytałem lekko zaskoczony.
- Jej brat. Jest pijany i chyba naćpany. Wyrzucił mnie z domu i pozamykał wszystko na klucz, a okna pozasłaniał. Lepiej żeby sie bardziej nie zdenerwował bo może stać się coś złego.- mówiła bardzo szybko.
- Gdzie Gabriela?- spytałem, nie zwracając większej uwagi na to co powiedziała. Zaczynałem się co raz bardziej martwić o nią.
- W środku. Nie pozwolił jej wyjść.- powiedziała spoglądając na drzwi.
Bez chwili namysłu ruszyłem do wejścia.
- Abdon to zły pomysł...
- Odkupię pani drzwi.- powiedziałem tylko i wymierzyłem w nie solidnym kopniakiem. Drzwi upadły na podłogę z hukiem. Z pomieszczenia po prawej wybiegł średniego wzrostu ciemny brunet. Na jego twarzy malowała się furia. Ruszył na mnie i zrobił zamach żeby wymierzyć mi cios z pięści w twarz, ale zrobiłem szybki unik. Złapałem go za ramię i pociągnąłem za siebie, kiedy przekroczył próg zepchnąłem go z niewielkich schodów.
- Gabriela?!- zawołałem wchodząc już po schodach.
Nie mogłem tracić czasu na stanie na dole i czekanie na kolejny cios chłopaka. Dziewczyna wybiegła z jednego z pokoi na pietrze.
- Abdon, co ty tu... Uważaj!- zawołała. Po schodach wchodził właśnie rozjuszony chłopak.
- Cholera.- syknąłem i ruszyłem biegiem do Gabrieli.
Poczułem ogromny przypływ mocy. Nie fizycznej. Miałem wrażenie, że jestem rwącym potokiem. Wszystko we mnie drżało. Gabriela najwyraźniej też to poczuła bo spojrzała na mnie zaskoczona. W domu zgasło światło, a chmury na zewnątrz ściemniały. Na korytarzu zaczął wiać wiatr i z sekundy na sekundę stawał się co raz mocniejszy. Chłopak, który jeszcze chwilę temu nas gonił teraz patrzał na nas jak wryty. Wokół mnie i Gabrieli unosiła się lekka fioletowa mgła, która co chwilę błyskała energią fioletowego światła. Wyglądało to mniej więcej jak dym papierosowy, który skrzy się. Jakaś intuicja podpowiadała mi, że mam wziąć rozbieg w stronę schodów. Gabriela jakby czytała mi w myślach. Oboje zaczęliśmy biec w stronę schodów. Ominęliśmy chłopaka stojącego na naszej drodze i wybiliśmy się jak do skoku w dal z ostatniego stopnia schodów. Wtedy wszystko jakby pogrążyło się w ciemności i zniknęło. Była tylko widać fioletowe błyski z mgły, która nas otaczała. Po chwili wylądowaliśmy w wodzie. Kiedy wreszcie udało mi się wypłynąć na powierzchnię zobaczyłem, że znaleźliśmy się w jeziorze na środku ogromnych zielonych pól. Dookoła nie było widać nic prócz zielonych pagórków.
- Gdzie my jesteśmy?- usłyszałem za sobą głos Gabrieli.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że przeskoczyliśmy do nowego wymiaru.- rozejrzałem się dookoła, ale nie widziałem nic prócz pagórków porośniętych nienaruszoną zielona trawą. Nigdzie nie było żadnej drogi.
- Sami to stworzyliśmy?- spytała podpływając do mnie.
- Nie wiem. I pytanie jak wrócić.- spojrzałem na Gabrielę.
- Po jakimś czasie chyba przeskoczymy s powrotem, ale tak jest tylko za pierwszym razem. Odbyłeś już kiedyś przeskok do innego wymiaru?
- Nie, ta ty?
- Też nie. Czyli powinniśmy wrócić.- Gabriela zaczęła płynąć do brzegu.
Rozejrzałem się jeszcze raz i powoli popłynąłem za nią. Byliśmy cali przemoczeni. Gabriela wykręciła wodę z włosów, a ja opadłem na trawę. Podłożyłem ręce pod głowę i czekałem aż promienie słońca ogrzeją moją skórę. W zasadzie mogłem ściągnąć mokrą koszulkę, ale w razie przeskoku zostawiłbym ją tu, a nie chciałem wracać do domu przez miasto bez bluzki. Gabriela położyła się koło mnie.
- O czym teraz myślisz?- usłyszałem cichy głos.
- O wszystkim i o niczym- odpowiedziałem wzruszając ramionami.- Dlaczego od razu nie powiedziałaś mi co się stało?- obróciłem głowę w jej stronę żeby na nią spojrzeć. Dziewczyna patrzała w niebo. Milczała przez dłu8ższą chwilę.
- Sama nie wiem.- Przyznała w końcu.- Po części nie chciałam, żebyś to wszystko widział, po za tym chyba uznałam, że sama dam radę.
- Przecież on mógł ci zrobić krzywdę i nawet nikt by nie wezwał pomocy.- powiedziałem trochę głośniej.
- Dałabym jakoś radę.- wzruszyła ramionami.- A ty dlaczego przyjechałeś, chociaż ci w pewnym sensie zabroniłam?- tym razem to Gabriela odwróciła głowę w moją stronę.
- Martwiłem się, że stało się coś poważnego.- odparłem zgodnie z prawdą.
Na rozmowie mijały godziny, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Wokół zbierała się mgła, a wiatr ucichł. Nagle poczułem mrowienie w żołądku, które powoli rozchodziło się po całym ciele. Zerwaliśmy się z Gabrielą na równe nogi.
- Myślisz, że to tak wygląda powrót do domu?- spytałem niepewnie.
- Chyba tak. Rodzice nie opisali mi dokładnie jak to przebiega.- oboje wyciągnęliśmy ręce przed siebie, kiedy poczuliśmy w nich mrowienie. Nasze ręce jak i ciało powoli znikały, dematerializowały się.
- To do zobaczenia w domu.- powiedziałem z uśmiechem i zamknąłem oczy.
- Tak, do zobaczenia w domu.- usłyszałem powoli gasnący głos.
Chwilę potem słyszałem już głośną rozmowę. Dwa znajome głosy. To był Feel i Micki. Otwarłem oczy. Przede mną stała Gabriela. Znaleźliśmy się u dołu schodów. Na zewnątrz stał Micki, a Feel chodził w tę i s powrotem.
- Jesteście nareszcie!- zawołał Micki i podbiegł do nas, a za nim Feel. W tym momencie skojarzyli mi się jako rodzice martwiący się o swoje dzieci, które wracają nad ranem z imprezy.
- Nic wam nie jest?- spytał Feel patrząc to na mnie to na Gabrielę.
- Nie, mnie nie.- odpowiedziałem, a Gabriela tylko pokręciła głową.
- Jesteście cali przemoczeni.- zauważył Micki.
- No tak, wylądowaliśmy w jeziorze.- wyjaśniłem.
- Musimy was zabrać do akademika.- powiedział Feel.- Nasz szef Daniel chce was zobaczyć.
- Dlaczego akurat teraz?- spytałem lekko zaskoczony.